Ciemniejszego koloru pudru szukałam mniej więcej w połowie lata, czyli w chwili gdy już zdążyłam się opalić. Byłam prawie pewna, że wystarczy mi na całe lato, bo w końcu to tylko 2 miesiące... A jeden puder w sezonie jesienno-zimowo-wiosennym wystarcza mi na dobre kilka miesięcy, używając go codziennie.
W Inglocie znalazłam kolorek idealny dla mnie, z odcieniem żółtego a nie różowego. Matujący, bo twarz i tak świeci mi się zbyt szybko wiec unikam czegokolwiek na twarz co się błyszczy, mieni.
Inglot Puder prasowany matujący nr 24.
Plusy:
- Kolor idealny dla mnie (na zdjęciu wyszedł za ciemny), opalony ale nie sztuczny, wtapiający się w kolor mojej skóry.
- Matuje ale nie za długo, a przy mojej cerze nie oczekuję cudów w tej kwestii.
- Opakowanie, solidne, zgrabne z lusterkiem i gąbeczką (która dobra jest do nakładania korektowa na mokro, czy podkładu).
Minusy:
- Pudru jest tylko 8g w opakowaniu, co zauważyłam dopiero gdy dno zaczeło się przeświecać.
- Jest strasznie nie ekonomiczny, bardzo dużo nabiera się go na pędzel, przez co po 2 tygodniach używania widać było wielki ubytek. Po ok. półtora miesiąca od zakupu praktycznie skończyłam całe opakowanie :(
Cena - ok. 28zł
Pomimo idealnego koloru, będę szukać innego pudru. Chyba, że sam wkład będzie kosztować połowę tej kwoty.
Dla mojej cery trochę za ciemny :(
OdpowiedzUsuńJeśli szukasz czegoś o lepszej jakosci właśnie w takim odcieniu to zajrzyj do katalogu FM :)
Ponoć marka podbija świat.
OdpowiedzUsuńo, super - ja szukam właśnie fajnego pudru, sprawdzę sobie ten, bo tani i nie szkodzi - jak się szybko skończy
OdpowiedzUsuń